Co przywieźć z wakacji w Dominikanie? Jest kilka klasyków, kilka produktów, za którymi warto się rozejrzeć, ale są też takie, które choć piękne i kuszące – jednak lepiej, by z nami do Polski nie wracały. W tym poście przeczytacie o tym, co przywieźliśmy z Dominikany, a czego nie!
Pamiątki z Dominikany – rum i cygara
Rum i cygaro to bardzo karaibskie połączenie. Trzcina cukrowa i tytoń rosną tam wspaniale, nic więc dziwnego, że te dwa produkty są popularne zarówno wśród mieszkańców wysp, jak i odwiedzających je turystów.
Jeśli chcecie kupić dobry rum, możecie poszukać marek takich jak Brugal, Barcelo i Bermudez. Najlepiej kupić je w supermarkecie, np. Sirena, jeśli zależy Wam na dobrej cenie 🙂 My nie mieliśmy okazji na supermarketowy shopping (czytaj: szkoda nam było czasu, kiedy w Santo Domingo do wyboru były zakupy w markecie albo spokojna chwila z drinkiem na starówce Zona Colonial). Rum ze zdjęcia złapaliśmy zatem na lotnisku w strefie bezcłowej, kosztował €35. Na osobę można przewieźć 1 l alkoholu.
Cygara zaś kojarzyły nam się przede wszystkim z Kubą. Okazało się jednak, że wyroby Dominikańczyków są równie wysokiej jakości, a 7 na 10 najlepszych marek produkuje je właśnie w Dominikanie. Tak przynajmniej zapewniali nas przewodnicy. Pudełko cygar kupiliśmy w manufakturze, gdzie wcześniej obserwowaliśmy, jak skręca się je z trzech tytoniowych liści.
Do rumu i cygar dodałabym jeszcze kawę, która jako roślina użytkowa także świetnie się tam zaaklimatyzowała. Po kawę będziemy musieli wrócić, bo jej ostatecznie nie kupiliśmy, ale wiem już za jakimi markami będę się rozglądać i Wam też podpowiadam: to El Cibao lub Santo Domingo.
Półszlachetny kamień larimar
Pamiątką, z której bardzo się cieszę ( i którą od powrotu noszę niemal codziennie) jest larimar. To przepiękny półszlachetny kamień, który znajdziecie tylko na Dominikanie! Nazwę nadał mu odkrywca, a składa się ona z dwóch części:
lari – od imienia jego córki, Larissy
mar – czyli ‘morza’ po hiszpańsku.
Polecam Wam bardzo ciekawy wpis o wydobywaniu larimarów na blogu Caribeya.pl.
Larimar i biżuterię z larimarem można kupić w wielu miejscach. Warto zwrócić uwagę na podejrzanie niskie ceny – mogą wskazywać na podróbki. 4-5 dolarów to zdecydowanie za tanio 🙂 Za swój zapłaciłam €50.
Możecie też zrobić test, podobny jak w przypadku sprawdzania bursztynu. Mówicie sprzedawcy, że chcecie sprawdzić, czy larimar jest prawdziwy i wyciągacie zapalniczkę. Jeśli kamień jest rzeczywiście larimarem, sprzedawca nie będzie miał z testem żadnego problemu. Gdyby zaczął protestować – już wiecie, że pewnie ma podróbkę z innego materiału, który zacznie się topić czy palić.
Larimar tym szlachetniejszy, im bardziej niebieski🌊 Wypatrujcie w nim morza…
Krem ze śluzem ślimaka i olej kokosowy prosto z lasu tropikalnego
O kremie ze śluzem ślimaka dowiedziałam się w przeddzień wylotu, również z bloga Marcina Wesołego Caribeya.pl (tu przeczytasz ów zabawny wpis o kremie).
Później słyszałam wiele pozytywnych opinii na miejscu, więc wzięłam dla siebie i na prezenty dla bliskich mi kobiet kilka słoiczków. Kosztowały po €5 w sklepie z pamiątkami, ale też spokojnie można go kupić w supermarkecie (pewnie będzie tam tańszy, tym bardziej, jeśli zapłacicie w peso).
Gdy wybieracie krem ze śluzem ślimaka, warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy: jedna wersja jest na dzień (ma filtr SPF), inna na noc oraz na datę ważności. Na moich daty były bardzo różne, spojrzałam dopiero w swojej łazience. Jeden muszę zużyć w miesiąc, ale wspomniany Marcin zachwala go jako krem do całego ciała, więc nic straconego! Będzie akurat do regeneracji opalonej skóry 😃
Krem kokosowy kupiłam po prostu dlatego, że uwielbiam zapach kokosów🥥, a w Dominikanie jest mnóstwo. Ten również kosztował €5.
W ciemnej buteleczce zaś coś trudniej dostępnego – świeżo wyciśnięty olej kokosowy. Olej w takich buteleczkach oraz owoce flaszowca sprzedawała pewna babcia na ścieżce do wodospadu Los Cocos. Kosztował co prawda €10 dolarów, dość dużo mogłoby się wydawać, ale mając w pamięci jak ważny jest każdy dolar, czy każde peso dla biedniejszych mieszkańców Dominikany, z chęcią buteleczkę kupiłam. Wspominałam już, że uwielbiam kokos?
O tym, dlaczego warto zwracać uwagę na to U KOGO się kupuje pamiątki, a nie tylko co się kupuje, pisałam we wpisie 10 rzeczy, które chciałabym wiedzieć zanim poleciałam do Dominikany.
Kakao pachnące rajem!
Na tej samej ścieżce, gdzie spotkaliśmy babcię z olejem kokosowym, a która to ścieżka prowadziła przez maleńką plantację bananów i kakao, kupiłam też produkt, z którego cieszę się chyba najbardziej. Dlatego, że jego zapach od razu przenosi mnie na Karaiby! To prawdziwe, nieprzetworzone w przemysłowy sposób kakao. Na zdjęciu widzicie strąk, oczyszczony i sfermentowany, w środku po starciu widać obrysy wypełniających go nasion. Za jeden zapłaciliśmy… €3. Jeśli trafi Wam się taka okazja, nawet się nie zastanawiajcie. Wspomożecie plantatora, a w zamian będziecie mieli w domu zapach aromatycznych Karaibów!
Czego nie kupować? Przepięknych muszli!
Z Dominikany możesz przywieźć naprawdę sporo wspaniałych pamiątek. Ale są też takie, których lepiej nie kupować. Jedną z nich są przepiękne, ogromne muszle morskiego ślimaka – skrzydelnika wielkiego (Strombus gigas).
To gatunek zagrożony wyginięciem, podobnie jak koralowce. Ich też nie możesz przewieźć, nawet, jeśli znajdziesz je przy brzegu i ‘tylko pozbierasz’. Muszle skrzydelnika i koralowce to tak zwane okazy CITES (od ang. Convention on International Trade in Endangered Species of Wild Fauna and Flora). Po polsku: Konwencja o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem, w skrócie określana jako Konwencja waszyngtońska. Za nieprzestrzeganie jej zakazów grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.
Muszle piękne, ale zakup ryzykowny 🤓
Rośliny i nasiona – ich też nie możesz przewieźć
Na koniec zostawiłam temat, do którego w naszym kraju podchodzi się delikatnie mówiąc dość… luźno. To przywóz roślin i nasion jako pamiątek z wycieczki. Kiedyś też je przywoziłam, jasne, że tak! Były to zwykle rośliny kupione w lokalnych centrach ogrodniczych, nasiona pozbierane w parku, a na Maderze gałązka żółtego hibiskusa, którą pozbierałam na ulicy, a która została tam po cięciu hibiskusowego żywopłotu…
Kiedy jednak zaczęłam się bliżej przyglądać temu tematowi, a do tego przeszkoliłam się z fitopatogenów, bo musiałam zdać egzamin w PIORINie, by móc swoim bambusom wystawiać paszporty, definitywnie zrezygnowałam z przywożenia roślin i nasion skądkolwiek.
Nie każdy musi podejmować taką decyzję jak ja i nie przywozić ani roślin, ani nasion. Dla mnie jest ona po prostu wygodna. Dlaczego? Bo dla różnych zakątków świata obowiązują różne zasady i wypadałoby się za każdym razem z nimi zapoznać.
Inaczej będzie w przypadku przewozu roślin na terenie UE, inaczej może być w przypadku sadzonek kupionych, inaczej ‘pozyskanych’ samodzielnie. Pomijam fakt, że nieraz widziałam krzewy z naderwanymi gałązkami, bo komuś nie udało się jej urwać. I nieraz były to krzewy w prywatnych ogródkach, a takie działania to już zwyczajna kradzież 🤷♀️ Mogą też występować ograniczenia co do niektórych gatunków. Jeśli nie wiesz, co można, a czego nie – robisz to na własne ryzyko.
Drugi powód jest nawet ważniejszy: przywożąc taki żywy materiał z innego kraju, możesz z nim przywieźć właśnie fitopatogeny. Wszystkie obostrzenia powstały po to, by tego uniknąć i by nie zagrażać gatunkom, których populacja już jest coraz mniejsza.
Zasady dla Dominikany sprawdziłam: nie możesz przywieźć ani roślin kupionych, ani samemu zebranych, ani nasion, ani nawet… ziemi.
Dobre wieści na koniec!
Dobra wiadomość jest taka, że tak naprawdę to nie jest duży problem, bo większość gatunków jest u nas dostępna!
Na przykład nasiona cudownej palmy królewskiej (Roystonea regia), możesz nawet kupić w moim sklepie … 🙂 O palmach Dominikany będę na pewno jeszcze pisać.
Daj mi znać w komentarzu, jeśli ten wpis Ci się podobał. Jeśli masz swoje przemyślenia na temat różnych pamiątek z różnych krajów – to również jestem ich bardzo ciekawa!
4 odpowiedzi
Hi super informacje dziękuję że się z nam podzieliłaś. Wszystko zawarłaś co mnie interesowalo
Bardzo się cieszę, dzięki, że mi o tym napisałaś!
Dzień dobry,
super informacje, dziękuję za pomoc. Ile cygar i kawy na osobę można przewieźć do Polski? Drugie pytanie dot. elektroniki apple, czy można przywieźć taki zakupiony sprzęt do Polski nie płacąc jakiś dziwnych podatku podczas odprawy celnej?
Cześć Piotr! Z tego co pamietam na osobę 50 cygar, 1 litr rumu – co do kawy, nie jestem pewna, zadzwoniłabym do Urzędu Celnego :)