Kilka dobrych lat temu posadziłam przed domem rodziców bambus drzewiasty. Dokładnie był to filostachys złotobruzdowy ‘Spectabilis’. Sadzonka nie była duża – może 1 m wysokości, w donicy 5 l, czyli bryła korzeniowa miała trochę ponad 20 cm średnicy. Posadziłam ją w okręgu utworzonym z bariery korzeniowej, bo jak już pewnie wiecie, bambusy drzewiaste rosną ekspansywnie i ja zawsze tę barierę zalecam, aby nie pouciekały na przykład do sąsiadów. Szkopuł w tym, że dałam bambusowi mało miejsca. I w tym roku postanowiłam go uwolnić, czyli wykopać. Zapraszam do czytania.
Kiedy będziecie czytać dalej i zobaczycie zdjęcia, przekonacie się, jakie ma to później znaczenie. Jego wykopywanie skojarzyło mi się poziomem trudności z wyjęciem modelu statku przez szyjkę butelki. (W którymś momencie masz po prostu ochotę rozbić butelkę :P)
Ale po kolei. Sadząc bambus drzewiasty dawno temu (następnym filostachysom przeznaczyłam już znacznie więcej miejsca), dostał on około 4 m2 miejsca do wzrostu. To znaczy: wzięłam 5 m bariery korzeniowej (4 m na obwód i 1 m na zakładki zamykające), wykopałam otwór w ziemi na głębokość trochę ponad 0,5 m i zamontowałam barierę. Otaczała więc miejsce, w którym docelowo bambus ma rosnąć. W środek posadziłam sadzonkę, podlałam i gotowe. Więcej o barierze dla bambusów możecie poczytać tutaj.
Bambus rósł sobie rok w rok, wypuszczając nowe pędy. Aż do momentu, gdy wypełnił całą przeznaczoną mu strefę i jakby patrzał na mnie kątem oka mówiąc ‘no, i co teraz’? :) Przy tym pędy w ostatnim roku już były nie tak grube, jakbym chciała. Miałam porównanie do bambusów drzewiastych posadzonych na większej przestrzeni. Ten biedak się ewidentnie…dusił. Nadal wyglądał pięknie. Wiosną huśtały się na nim sikorki, latem przysiadywały biedronki, pędy były żółte, liście zielone. Możecie to zobaczyć na zdjęciach niżej. Ale kiedy już raz się zobaczy jak taki bambus może rosnąć na większej przestrzeni, co może pokazać, za każdym razem przechodząc koło niego myślałam, najwyższy czas cię uwolnić…
Tak było przez prawie dwa lata :) Tak, tyle czasu upłynęło zanim faktycznie zabraliśmy się do roboty. I przyznam, że złożyło się idealnie, bo o ile wcześniej planowałam to zrobić sama, później z Dominiką i mamą, okazało się, że mogłybyśmy spędzić nad tym zadaniem dobry kawał dnia. Jak spojrzycie na zdjęcia, zobaczycie dlaczego. Dobrze się jednak złożyło, bo miałam do dyspozycji dwóch mężczyzn w kwiecie wieku i sił (i entuzjazmu, dopóki nie wbili pierwszego szpadla w środek kępy). Im zajęło to tylko pół dnia. Jak to po kolei wyglądało?
Najpierw obkopali-odkopali ziemię wokół bariery (wcześniej wykopując mamine cebulki, perowskię i hortensję bukietową). Tu jeszcze humory dopisywały, była to najłatwiejsza część zadania. Teraz trzeba było pomyśleć, jaki będzie następny krok. W teorii chcieliśmy po prostu wyjąć bambus ze środka bariery, lub bambus razem z tą barierą. Ale gdy tylko chłopcy odkopali ziemię, zobaczyliśmy, jak bardzo bariera jest rozepchana przez kłącza.
Nie ma szans na wyjęcie z niej bambusa w jednym kawałku. Zdecydowaliśmy podzielić bryłę korzeniową na 4 części, które po kolei wyjmiemy. Brzmi jak prosty plan. Ta część jednak zajęła najwięcej czasu. Ziemia była tak bardzo przerośnięta kłączami i korzeniami, że w zasadzie to je tylko dzieliliśmy. Porządnym szpadlem, w pocie czoła, po trochu udawało się rozdzielać wyznaczone części. Chłopcy pracowali na zmianę :) Kiedy pierwszą ćwiartkę udało się oddzielić, okazało się, że na jej wyjęcie też potrzeba było sporo siły. Taka bryła pełna kłączy sporo waży. A była to tylko pierwsza z czterech.
Przyznam, że sama nie spodziewałam się, że będzie z tym aż tyle ciężkiej roboty. Chłopcy się śmieją, że teraz zastanowią się dwa razy, gdy zwrócę się do nich po pomoc. Tym bardziej, jeśli będę się przy tym bardzo uśmiechać ;)
Co zrobiliśmy z kłączami? Z wielkim trudem poodwijałam je niczym nitki z kłębka, podzieliłam i posadziłam do doniczek. Pędy za bardzo nam przeszkadzały przy wykopywaniu ćwiartek, dlatego ścięliśmy je do pewnej wysokości, by móc jeszcze za nie złapać przy wyciąganiu. Mają teraz nowe życie jako małe bambusiki. Oby te miały dużo więcej miejsca na wzrost i oddech. I dzięki temu ich właściciele również :)